poniedziałek, 30 maja 2011

zniknąć i już

ta sesja paraliżuje, a nawet się jeszcze nie zaczęła. nie wiem gdzie mam ręce włożyć, od czego zacząć... mam dwie strony pracy, cudownie. ale co dalej? chciałabym spać, spać i spać. albo zniknąć. już nawet nie chodzi o niego, bo go nie ma.

idę spać, nie mam siły dziś do siebie. kiepski dzień. a jutro będzie pewnie gorzej.

by się trochę pogibać...

niedziela, 29 maja 2011

pieprzę antyczną Grecję, idę na lody

Antygona, Antygona, Antygona... Sofoklesa, Anouilha, Gavrana... jeszcze Jovanović, Głowacki i Eurypides. i milion tekstów teoretycznych i moja własna teoria, która prawdopodobnie nie ujrzy światła dziennego, bo co chwilę się wykrusza...

kto by pomyślał, że od kabanosów rozboli mnie brzuch? idę leczyć się lodami, w miłym towarzystwie. i ze Świnkami Glińskiego. ja nie zdążę w tej sesji z niczym, kompletnie leżę.

kiedy się nie chce myśleć, myśli się dwa razy więcej. głupota.

sobota, 28 maja 2011

kwiaty i fajerwerki

przelewasz mi się przez palce. i wątpię by zostało z tego cokolwiek. może trzeba przestać udawać, że niczego nie ma. wracasz uporczywie, ale nic nie robisz. a mnie to wszystko już nudzi. ziewam na ciebie. ziewam na ciebie Antygoną i innymi Kreonami. zamknij mnie w skalnej grocie z dala od miasta, będzie spokój. nie, to ja sama siebie zamknę i nie wyjdę. bo Antygona to Kreon. Kreon to Antygona. 

kurwa, napisz tę pracę i wyjdź z tego pieprzonego mitu. 


kocham się w Olgierdzie, Murakamim, Hisaishim i Miyazakim. wszyscy są w słusznym wieku i idealnie nieosiągalni. więcej bzdurnych romansów mi nie trzeba.

piątek, 27 maja 2011

robię wszystko żeby robić jak najmniej

zbliża się sesja. słychać już dochodzącą z czeluści pamięci złowrogą muzykę Johna Williamsa. nadchodzą Szczęki 4. a ja robię wszystko by robić jak najmniej. i to niezwykle skutecznie.

na tablicy korkowej wisi bibliografia do pracy zaliczeniowej. na biurku czekają odpowiednie książki. Antygona i Kreon niestety czekają. na Godota.
maile wysyłam sukcesywnie. Łódź, Lublin, Słowenia. otrzymuję odpowiedzi, czekam na materiały. Butoh czeka na wewnętrzną motywację.
w czasie, gdy powinnam czytać i pisać, Internet odkrywa przede mną swoje cuda. programy, teledyski, obrazki, inne bzdury, które mogą poczekać.

jutro praca. 9-15. Klub Neo, animacja z dziećmi. jutro będę biało-czerwono-niebieska, jak flaga Francji. Madam byłaby ze mnie dumna. a potem co? no, może w końcu coś zrobię.

dziś usłyszałam, że mam ładne nogi. na ulicy. od mężczyzny. jestem w szoku.

może nie wyglądam na osobę, której zależy, ale mi zależy. ale nie będę czekać na coś, co się nie wydarzy. ani płakać, nad mlekiem, które może w każdej chwili się wylać. za niecałe dwa tygodnie wygram zakład, ale wcale mnie to nie cieszy. już przyznałam się sama przed sobą, ale nie mogę przed Tobą. nie mam na to czasu. ale mam czas na jedzenie czipsów, to przepiękne.

mama dzwoniła. w moim pokoju wisi już przepiękny karnisz stylizowany na brąz, wykończony kwiatami. wisi również żyrandol, który wygląda "jak model wszechświata!". na montaż czekają wybrane pod kolor kontakty. w końcu będę mieć pokój z prawdziwego zdarzenia. cieszę się tak bardzo, że krzesło się pode mną trzęsie. dodatkowo będziemy mieć nową lodówkę, kuchenkę, pralkę i pierwszą w życiu zmywarkę! to co ja będę tam robić?! kuchnia będzie jak z prawdziwego zdarzenia, łazienka o pięknych białych kafelkach z liściastym motywem. kojarzy mi się to z koroną Babci Wierzby z Pocahontas. to będzie odprężające miejsce. Agata ma już konie na ścianach, a niedługo pojawią się też na meblach! to jest tak niesamowite, że przychodzi mi tylko jedno na myśl: Extreme HomeMakover! myślę, że oni na to zasłużyli. a przede wszystkim mama. na własne mieszkanie, z prawdziwego zdarzenia. oczywiście, to nie jest dom, tylko blok, ale będzie wszystko nowe, wszystko tak świeże i wszystko (no, może nie wszystko, ale większość!) po myśli mamy. ona wkłada w to całe serce, a z ojcem walczą by nie paść w połowie drogi i przenieść wszystko na dół. żałuję, że nie mogę im pomóc, poszłoby o wiele szybciej. ale teraz muszę być tu. i skończyć co zaczęłam. bo jest kilka planów, które chcę zrealizować w nadchodzącym czasie. a one wymagają skupienia, przygotowania oraz ciągłego wzrostu odwagi i samoświadomości. czekam na swój czas.

nie tego szukałam, ale... na dobrą noc.

wtorek, 17 maja 2011

mam chorą wyobraźnię

wymyślam na potęgę, chociaż wiem, że nie powinnam. ile razy dostałam przez to kopa w dupę? tyle razy ile wymyślałam. skończ z tym, skończ!

nie przeczytałam niczego, może dlatego, że jestem ignorantką? ups, sorry: hejterką. nasza loża szyderców zmienia nazwę na lożę hejterów. jutro pierwsza sesja.

mogłabym w końcu przestać przejmować się cudzymi problemami, po co to robię? nikomu lepiej nie jest. i myśleć w kółko o tym samym, bo nic nowego nie wymyślę.

wiem, że to już było, ale dziś wróciłam: the ghost who walks

poniedziałek, 16 maja 2011

jeśli oglądasz Niekrytego Krytyka

zamiast uczyć się prawa autorskiego to wiedz... że coś się dzieje! obejrzyjcie to, padłam milion razy: Niekryty Krytyk ocenia: Okultyzm

przepisałam najbardziej istotne informacje z ustawy, przeczytałam trzy razy, podkreśliłam na niebiesko - mam nadzieję, że to wystarczy. może jak ładnie się uśmiechnę do Kraba Sebastiana to da mi 3. pan da, pan da, pan da...

dzisiaj pewna pani zaczepiła mnie w biedronce, by powiedzieć, że mam ładne, wiosenne rajstopy: "pani ma łąkę na nogach!" i poszła. pomimo konsternacji było mi bardzo miło. dziękuję. jednak nic nie przebije pani sąsiadki z Franciszkańskiej: "o jak ja pani dawno nie widziałam, urosła pani, a my starzy ludzie to się już tylko kurczymy". miałam ochotę powiedzieć, że ja też jestem niska a nie jestem stara, ale się powstrzymałam. Żbieta ma zamiar tam jeszcze trochę pomieszkać.

wciąż zastanawia mnie poziom mojego przywiązania do tego człowieka. nie przeszkodziło mi to jednak wpierdolić pół kostki sera żółtego naraz, dławiąc się widząc Niekrytego w wersji emo, mówiącego: whatever...


w takim razie whatever and idę spać. goodnej nocy.

popełnianie błędów jest nudne

bo ile można? ciągle to samo, ciągle tak samo. powinnam to skończyć albo dać sobie spokój na długi, długi czas. niestety rozsądek to nie jest moje drugie imię. zresztą gdyby było to zburzyłoby całe piękno moich inicjałów: K.E.K.S. gdyby zamiast K było S, byłoby o wiele ciekawiej.
nie znajduję się w kręgu zainteresowań. nie znajduję się nawet w kręgu przyjaciół. jestem poza zbiorem, jestem wtedy kiedy jest najwygodniej. kiedy minie określony czas by znów się zobaczyć.


muszę się uczyć prawa autorskiego.

niedziela, 15 maja 2011

kolejna seria błędów

jesteś milionowym popełniaczem błędów, który wszedł na naszą stronę! gratulujemy głupoty oraz życzymy dalszych sukcesów! nagroda (zestaw małego pucybuta) dostarczymy w przeciągu 3 dni roboczych (wyłączając soboty i niedziele), paczka ekonomiczna, bez priorytetu. jeszcze raz, serdeczne życzenia.

mam dar zniechęcania do siebie ludzi. kiedy do nich piszę, nawet nie odpisują.

zjadanie kolorowych draży nie pomoże mi w nauce prawa autorskiego, chyba. chociaż dzięki nim jest bardziej zjadliwe.

inspired by Iceland

błąd w druku

Erratum to dobry film, ośmielę się powiedzieć, że bardzo dobry. a starsze małżeństwo za nami? bezcenni komentatorzy tego, co pojawiało się na ekranie. nic dodać, nic ująć.

prawo autorskie mnie goni i chyba nie uda mi się przed nim uciec. zresztą, nie mam gdzie. w Bohomolca? dziękuję, poleżę. Małżeństwo z kalendarza nie jest zbytnio wyrafinowane. mniejsza z tym.


dziwi mnie moje przywiązanie do tego człowieka. przecież nawet ze sobą nie rozmawiamy.


Eurowizji nie oglądałam, ale widziałam kto wygrał. to jakiś wyjątkowy shit z Azerbejdżanu. to jest o niebo lepsze: madness of love 

sobota, 14 maja 2011

z niewytchnienia, z wywyższenia...

Pinokio cudowny, magiczny, zachwycający! moja beznadziejna relacja: są dwa rodzaje kłamstwa

a dzisiaj urodziny Żbiety! niespodzianka się udała, do samego końca. były krewetki z pieczonymi ziemniakami oraz kolorową, wiosenną sałatką. był torcik z truskawkami w kształcie serduszka (ideologia!) oraz kolorowe galaretki z bitą śmietaną. w tle leciały hity lat 90., z papierowych kubeczków z małą syrenką popijałyśmy Piccolo. było również czerwone wino. przede wszystkim był klimat i świetna atmosfera!

jutro Erratum, a dziś był Novecento - monodram Mateusza Olszewskiego, tegorocznego dyplomanta "filmówki".  niezwykle urokliwy i liryczny występ. bardzo ciekawie przedstawione, nie nudzi, zachwyca wspaniałą grą na saksofonie.

a we wtorek kolokwium z prawa autorskiego... że co?

a to dwie wciągające melodie: Warszawa jest smutna bez ciebie & jestem z cienia

czwartek, 12 maja 2011

mona rogers in person

tak! K.A.P. znalazła demo na youtubie! a Szwalnia znów działa, tym razem przy Struga. demo: mona rogers we własnej osobie

dziś: Sezon na kaczki. film zdecydowanie artystyczny, czarno-biały, ujęcia zawieszone w letargu leniwej niedzieli. ciastka z marihuaną, darmowa pizza, pierwszy pocałunek warunkujący o orientacji seksualnej, gry wideo, cola a w tle małe ludzkie dramaty: rozwód rodziców, przeprowadzka, poszukiwanie własnej orientacji, zapomniane urodziny, dołująca praca. muzyka piękna: alejandro rosso a tu trailer: temporada de patos - sezon na kaczki

jutro Pinokio. oznacza to, że zdążymy na cudowne zajęcia z Kuligiem. wypadałoby iść w końcu.
trening ciekawy, na łonie natury. aż dziw, że nie kichałam. pewna pani spadła ze slacka (slackline - elastyczna taśma do chodzenia po niej, do akrobacji itd.), złamała staw skokowy i przyjechała po nią karetka. atrakcja dnia. usłyszanie dziś, Adam: "Wow, widzisz ją? No, gdybyś była trochę wyższa, to nie powiem, ale bym się starał. Takie włosy lubię, jakbyś przed chwilą wyszła z łóżka. Napiszę Ci to dziś na fejsie, będzie dokumentacja." Hm, nie wiem czy to komplement, ale znając Adama niczego innego spodziewać się nie można. Zaraz potem mówi do Kolegi-Sztywniaka: Ej, ja bym na twoim miejscu pomyślał o niej, fajna dziewczyna, co nie?, ja: Nie lubię sztywniaków. Adam: Jakich sztywniaków? Gdzieś w tle, chyba kolega o którym rozmowa się toczy: Za stara jest. Adam: E tam, za stara! W sam raz.
Koniec, dziękuję bardzo.

dowiedziałam się co z jobem. 28 maja, Piortkowska, klub Neo, animacja wraz z Niną, rodzinne warsztaty decoupage itd. może być fajnie, tym bardziej że płacą.

miłego wieczoru.

środa, 11 maja 2011

piękna pogoda. kwiaty pachną, rodzą się w nich malusieńkie ślimaczki. rowerem dobrze jechać po wypiciu kawy, coby wypadku nie spowodować roztargnieniem. jutro seans: Sezon na kaczki. jutro również zebranie "redakcji" i trening, może.

obiad u Żbiety, ze Żbietą i K.A.P. był niezwykle udany. kotlety, ryż, sałatka, a na deser lody bakaliowe! mmm. nawet na kolację starczyło. dziś już wiem, że juwenalia mnie ominą, noc muzeów pewnie też. nie żałuję jakoś bardzo. w piątek Pinokio w Teatrze Pinokio.

dziś dostałam wiadomość, przed chwilą wręcz. przeprosiny za to, że zachowywał się beznadziejnie i zmienił się. przeprosiny, bo chce wrócić do dawnego stanu. nie spodziewałam się czegoś takiego. ale dobrze, że chce wrócić, bo fajny chłopak z niego.

pan z wąsem mnie olał, szczególnie mnie to nie boli. chyba chciałabym, żeby mnie to bardziej obchodziło, ale tak nie jest. sesja się zbliża wielkimi susami, a ja stoję w miejscu. rusz dupę, kicia, do roboty. aj, sorry! zbieraj w troki swój seksi tyłeczek i zamiataj nim po notateczki i kseróweczki coby zdać sesyję jak najszybciej i najlepiej.

florence & the machine - rabbit heart

mały manifest.

wtorek, 10 maja 2011

Antygona razy milion

muszę przeczytać. na już.

dziś było pięknie, ciepło i pachnąco. rower wyjęłam bez problemów i włożyłam z podobnym sukcesem. nawet drzwi mi otworzono! może dlatego, że non stop ktoś wychodził na grilla. pięknie jest, nie dziwię się.

jest dziwnie pusto. tłusto. zbite lustro. nie umiem rymować.

poniedziałek, 9 maja 2011

najlepszą rzeczą

jaką sobie dziś zafundowałam "na zdrowie" było płukanie gardła wodą z solą o 6 rano. po cóż wstawać tak wcześnie? bo co leżeć dalej w łóżku skoro i tak się nie spało. M. chrapał, rzucał się po łóżku, w pewnym momencie wstałam i spojrzałam, czy A. jeszcze żyje. Byli ułożeni w dziwnej konfiguracji, wtedy pomyślałam, że nie chce więcej spać z nikim w łóżku. dodatkowo musieli wstać o 5, bo ta oto to jechała do Wrocławia. mnie się śniło znów coś totalnie dziwnego, brak słów. jeszcze musiałam się targać z paraliżem sennym. co dziwne, wygrałam. a gardło nadal boli, a! beznadzieja i tyle. adele - turning tables

sobota, 7 maja 2011

noc jest najgorsza

PO denerwuje coraz bardziej, w ogóle nie wie co się wokół niego dzieje. pewnie znów zapomni o składaniu gazety... ech.

o tej godzinie powinno się spać, a nie myśleć. tym bardziej o głupotach. jestem zbyt sentymentalna, to na pewno. najgorsze jest, kiedy myślisz o kimś, kto w ogóle o tobie nie myśli. po co ja cię spotkałam? to było potrzebne? nie wiedziałam, że to się aż tak skomplikuje. ale ty jesteś mądry, ty się odciąłeś. nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego. twoja zapobiegliwość zaskakuje. dokładnie wiesz co robić, ja nie wiem nic.

ja już nawet nie piszę. a jak piszę, to ty nie odpisujesz. prawidłowo. dobrze wiesz co masz robić. dobrze wiesz co robić, by mieć święty spokój. zazdroszczę ci tej pewności i determinacji. może to pewnego rodzaju dojrzałość, której ja jeszcze nie mam. a może ty się boisz bardziej ode mnie. tylko czego? nie rozumiem.

piątek, 6 maja 2011

top dogs

czuję się zaszczuta, przez tę parszywą chorobę. boli mnie dosłownie wszystko, mam gorączkę i najgorsze z tego wszystkiego jest gardło! wczoraj po Babel 2 (c'est magnifique!) wyszłam chora z teatru. czy to przez tę pogodę, a może przez spektakl? jeśli krakowscy studenci maczali w tym palce, to jestem pod wrażeniem. ten spektakl miał zmęczyć, irytować, przestraszyć, pokazać kondycję współczesnego człowieka doby Internetu. a tu co? ja jestem chora naprawdę. niesamowita siła oddziaływania.

dziś oba moje teskty poszły, K.A.P. tylko jeden. dziś Top Dogs i nie mam zielonego pojęcia co to jest. oprócz tego, że pokazuje chore życie w korporacji oraz upadek moralności człowieka. ale tekstu nigdzie nie ma! na niczym się nie mogę oprzeć, cholera. K.A.P. mnie zostawiła, a PO chce byśmy napisały jeszcze jeden tekst. nie ma mowy! my już pisałyśmy, obie jesteśmy chore, niech napiszą Ci, którzy mieli po jednym wczoraj. chyba się wkopałam, ale nie ma innego wyjścia, muszę tam iść, obejrzeć i napisać. jeśli dojdę. Anże wyjechała, mam chatę wolną. szkoda, że będę przez te trzy dni sama. ktoś chce wstąpić?

Tupot mi się nawet już śni. wstałam o 06:06 i nie mogłam już zasnąć, cholerna pogoda.

cosmic love - florence & the machine

czwartek, 5 maja 2011

tupot

wczoraj: Nasze miasto (PWST Wrocław), Śluby panieńskie (PWST Kraków), Ożenek (filmówka), Yerma (AT Warszawa). widziałam dwie pierwsze pozycje, z drugiej pisałam recenzję, która nie poszła w numerze. świetnie. a co najśmieszniejsze prawie mnie wczoraj nie wpuścili na spektakl, pomimo wejściówki. dlaczego? bo nie miałam wejściówki na inaugurację. nie dodzwoniłam się do dziewczyn, więc zaczęłam działać. poszłam do pani bileterki, wyciągnęłam asekuracyjne 10 zł, wejściówkę i mówię: jestem z Tupotu, nie wpuścili mnie, bo nie mam wejściówki na inaugurację. koleżanka mi nie doniosła. pani: ale tam już weszły trzy dziewczyny na wejściówkę. ja: tak? ale to ja dziś dostałam polecenie napisania tekstu ze spektaklu. pani (patrzy się znacząco): no dobrze. i dała mi wejściówkę, za darmo. hoho. a mimo to recenzja nie poszła. dlaczego? bo za bardzo chaotyczna. "ale mnie i koleżance bardzo się podobały pewne fragmenty, ale jednak było zbyt chaotycznie (ależ tak, trudno pisać po nocy!), jednak z chęcią się z panią spotkam, by omówić pani tekst, blablabla". jak się nie podobało, to się pisze, że się nie podobało, a nie słodzi Imejlowo. no nic. dziś dalszy ciąg wrażeń:
Damy i huzary (PWST Kraków), Dramat powiatowego performera (filmówka), Stracone zachody miłości (AT) i Babel 2 (również Kraków). piszę z dwóch pierwszych. pewnie znów nie wejdzie, ale to nic. przy najmniej oglądam za darmo.

środa, 4 maja 2011

głupi sen

stresuję się jak cholera. nawet nie wiem czym. to maturzyści powinni się stresować, tym bardziej że widziałam kolejny odcinek Matura To Bzdura... rany, co za głąby. z tego co pamiętam matura z polskiego wcale mnie nie zestresowała. potem ze mnie zeszło. i ten sen... weź mnie zostaw raz na zawsze i nie wracaj, rozumiesz? nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.


na ukojenie nerwów boska Audrey: funny face dance i przeróbka: funny face sexy dance

wtorek, 3 maja 2011

zima zaskoczyła kierowców

i nie tylko. to są chyba jakieś żarty, ale niezbyt śmieszne. przemokły mi welury, zimno jak diabli, droga, którą pokonuję w cztery godziny wydłużyła się do sześciu. ledwie wsiadłam do autobusu, ale pani która siedziała obok mnie non stop czymś mnie częstowała, więc powiedźmy że to mała rekompensata.

siedzę, suszę włosy ręcznikiem, słucham Czesława, by nie słyszeć filmu, który oglądają... jutro zaczyna się Festiwal Szkół Teatralnych - piszę tylko ze Ślubów panieńskich (PWST Kraków), które otwierają festiwal. ale chciałabym iść i na Ożenek (Łódź), i na Yermę (AT Warszawa), ale nie wiem czy wyrobię się z recenzją. tak czy inaczej, będzie kiepsko. coś trzeba wybrać, pewnie wybiorę na ostatnią chwilę. pewnie będę solidarna, ale Passini...!

a Olkusz już wie, że jestem z Olkusza. wino wyciągnęło wszystkie soki z K.A.P.

nie wiem, czemu czuję pewien dyskomfort psychiczny. czuję się dobrze, dojechałam cała (choć kilka razy myślałam, że zaraz zginiemy) i w pokoju wszystko w porządku, na razie. może trochę się boję tych recenzji, bo to trochę większe wyzwanie niż rok temu. może dlatego, że jak wrócę do domu to będziemy mieszkać gdzie indziej, trzeba będzie załatwiać nowe zameldowanie (a właśnie, gdybym nie była zameldowana tymczasowo w Łodzi byłabym bezdomna), nowy dowód, nową legitymację, wszędzie zmieniać tylko jedną cyferkę. co za zawracanie głowy. może, dlatego że zjadłam cały wielki talerz ryżu z serem? jakoś coś mi ciąży, mam nadzieję, że to minie, bo było tak miło.

czegoś mi brak, tylko czego? pożegnanie małego wojownika

udany weekend

sobota - ślub Williama i Kate
niedziela - beatyfikacja JPII
poniedziałek - Osama bin Laden kaput

udany weekend, jak to rzekła moja własna, rodzona matka.

mój weekend wygląda tak: zapierdol na maksa + wybór tapet + wywózka makulatury (101kg) + niańczenie siostry + pożegnanie z pokojem i jutrzejszy powrót do Łodzi. zaczyna się Festiwal Szkół Teatralnych, z tajnych źródeł wiem, że pan Kościukiewicz nie uraczy nas swoją obecnością. co najważniejsze, raczej mu się nie spieszy do dyplomu.

czasem liczy się na to, że osoba, którą szanujesz i doceniasz za oryginalność przestaje cię zaskakiwać i zamiast iść do przodu, pogrąża się w zastałej sytuacji. kiedy zamiast się rozwijać, stoi w tym samym miejscu i nawet nie myśli o zmianie. mimo tego, że to już mnie nie dotyczy, boli mnie to. teraz wiem, że nawet jeśli bym się dalej starała, poszłoby to na marne. robota głupiego - jak to mówiła Madame. dobrze, że akurat te ścieżki zbiegły się i poszły swoją drogą jak najszybciej. 

niedziela, 1 maja 2011

zrobiłam z siebie potwora

kogoś, kto wbijał sobie nóż  w plecy codziennie, myśląc ze to jego wina. nie ma na to czasu. tutaj jest cholerny zapieprz, żeby ze wszystkim zdążyć. czuję, że to się kończy. że to jest właśnie ten moment, kiedy to mówi "pa, pa" i odchodzi gdzieś daleko. tak daleko, że nie da się tego dogonić ani zobaczyć. 

wszystkie wspomnienia zostawiam w tym pokoju. schodzę na dół i tworzę nowy pokój. z nowymi wspomnieniami. nikt mnie nie będzie więcej zadręczał, nawet ja sama. 

w dodatku 19 maja zobaczę się z Hisaishim. to będzie dopiero coś.

Hisaishi w Budokan - fragmenty wielkiego koncertu Hisaishiego z okazji 25-lecia muzycznej współpracy ze Studio Ghibli. cudo.